Skoro już pojawiam się w Karkonoszach to nie ma innej opcji jak zostać na weekend i w niedzielę dzień po czasówce zrobić coś specjalnego. Rok temu właśnie w ten dzień zrobiłem słynną już Koronę Karkonoszy.
Jeśli Karkonosze i „coś specjalnego” to tylko opcja jazdy po Czechach. W tym roku jak przyjechałem do Kotliny Jeleniogórskiej to spojrzenie na góry nie napawało optymizmem, na szczytach pełno śniegu. To trochę blokowało moje konkretne plany pojechania tak, żeby wyżej się nie dało :P
Jednak mamy XXI wiek i to trochę ułatwia sprawę, najważniejsze dla mnie było, czy moja ukochana Przełęcz Karkonoska jest przejezdna. Jak to sprawdzić w obecnych czasach ? Wystarczy wejść na Stravę i zobaczyć czy ktoś ostatnio zrobił dany segment. Tak się złożyło, że jakiś Czech dwa dni wcześniej wjechał na Karkonoską i zrobił to równym tempem, co oznaczało, że śniegu na szosie nie ma :)
Tak więc plan już był jasny, jadę na Odrodzenie, zjeżdżam do Czech, a dalej się zobaczy...
Niedziela, 6 rano, dzwoni budzik, ciężko przecieram niewyspane oczy, wsuwam na siłę już przygotowaną owsiankę, piję poranną kawę i zaczynam szykowanie do wyjazdu.
Spojrzenie za okno, niestety pogoda się pogorszyła ale nie ma co narzekać, 12 stopni i brak deszczu, to że nie widać gór jakoś bardzo mnie nie martwi...
Ubieram się na krótko, z rękawkami, nakolannikami (Bogu dzięki, że je założyłem) i kamizelką. Nogi smaruję dość mocno rozgrzewającą maścią Sporstbalm, za co będę dziś wielokrotnie sobie dziękował, biorę bidony, wsiadam na rower i ruszam :)
Od początku bardzo spokojnie, przede mną długi etap, trzeba oszczędzać nogę. Nie mija 10 minut i już zaczynam wspinaczkę na pierwszy podjazd kategorii HC, osławioną Przełęcz Karkonoską, podjazd którego zdobycie, kilka lat temu, było dla mnie tylko marzeniem. Góra, która oddziela chłopców od mężczyzn...
Oczywiście wybieram wariant trudniejszy, czyli lecę przez Przesiekę, długo trzyma równe nachylenie, zabawa zaczyna się zaraz po minięciu schroniska Chybotek, po wjeździe do lasu, z każdym kolejnym metrem jest coraz trudniej i tak, aż do Drogi Sudeckiej, z której zaczyna się ostateczny atak na szczyt.